Blog

Rok po dziesiątym kwietnia

  
Dziś mija dokładnie rok po pamiętnym 10 kwietnia, kiedy to prezydencki Tupolew rozbił się przy podchodzeniu do lądowania w Smoleńsku. Zginęło wówczas 96 osób, w tym Prezydent RP Lech Kaczyński, jego żona Maria i wielu innych ważnych przedstawicieli państwowych, którzy lecieli na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Jak wyglądały pierwsze chwile po podaniu tej tragicznej informacji i jak katastrofa wpłynęła na kulturę polityczną i w ogóle społeczeństwo oraz jakie były jej następstwa?

Minuta po minucie
To była sobota. Wstałem wcześniej niż zwykle w tym dniu, gdyż o dziewiątej miałem kolejne spotkanie kursu lektorskiego. To miał być zwykły dzień. O uroczystościach katyńskich w tym dniu wiedziałem, ale jakoś nie przywiązywałem do tego dużej wagi. Myślałem, że wszystko normalnie się odbędzie, a później jak zwykle ucichnie. Trzy dni wcześniej, w środę oglądałem jednym okiem relację w Jedynce. Zapowiadano, że kolejna będzie w sobotę. Kiedy tak sobie siedzieliśmy w salce katechetycznej, grubo po godzinie dziewiątej zrobiło się niemałe zamieszanie. Wśród szmerów można było usłyszeć, że była awaria samolotu, że nie wylądował, że coś się stało. W tym czasie komórki zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Nie mogłem wysłać SMSa ani do nikogo zadzwonić. "Błąd wysyłania wiadomości" i "błąd połączenia". Było przeciążenie łącz, każdy chciał zadzwonić lub napisać wiadomość do najbliższych. W końcu SMSy przychodziły po kolei. Pierwszy był od kolegi, już z tragiczną wiadomością. Później przychodziły kolejne. Próbowałem skorzystać z mobilnego internetu, ale to wszystko szło bardzo opornie. Na Onecie przeczytałem tylko lakoniczny komunikat rzecznika MSZ. Liczba ofiar była sprzeczna, tak samo jak lista pasażerów. Księża skracali spotkanie i w końcu skończyło się znacznie wcześniej. W piekarni na rynku wiele osób komentowało katastrofę, w tle słychać było tragiczne informacje z radia. Na rynku opuszczali flagi do połowy masztu. Kiedy wróciłem do domu, telewizor był już włączony na TVP Info. Wtedy dopiero zdałem sobie sprawę z ogromu tragedii. Odczytywano listę pasażerów. Nie można było uwierzyć, że aż tyle ważnych ludzi w państwie może tak nagle i nieoczekiwanie zginąć. Dalszy ciąg jest znany już każdemu.

Po katastrofie
W ciągu kilku godzin po katastrofie, obowiązki prezydenta przejął marszałek sejmu, a już po południu do Smoleńska poleciał premier, brat Prezydenta, Jarosław Kaczyński, a ze strony rosyjskiej premier Putin. Ciała tragicznie zmarłych pasażerów musiały być identyfikowane przez rodziny ofiar. Co po chwilę znajdowano prywatne rzeczy ofiar katastrofy i tak się to ciągnęło przez długi czas, mimo zapewnień (m.in. minister Kopacz), że obszar został już przeczesany, przesiany i nic już nie będzie można znaleźć. Natomiast p.o. prezydenta obszadzał już większość stanowisk, które były puste od momentu katastrofy.

Pogrzeb Pary Prezydenckiej na Wawelu i wulkan Eyjafjallajökull
Po tragicznym locie, obecność na pogrzebie zadeklarowało 99 przedstawicieli różnych państw świata. Niestety plany pokrzyżowała erupcja islandzkiego wulkanu Eyjafjallajökull - z jego wnętrza wydobywał się pył wulkaniczny, który sparaliżował ruch lotniczy w Europie. W związku z tym, większość delegacji odwołała swoje wizyty, dlatego na uroczystościach były obecne tylko 18 przedstawicieli, m.in. Gruzji, Kosowa, Rosji, Czech, Słowacji, Ukrainy, Niemiec, Litwy czy Łotwy. Ale na szczególną uwagę zasługuje niebywałe poświęcenie prezydenta Gruzji, Micheila Saakaszwiliego, który leciał z USA (gdzie przebywał z wizytą) przez: Portugalię, Włochy, Turcję, Bułgarię, Rumunię i dopiero do Krakowa. Jego małżonka przebyła 13-godzinną drogę samochodem. Dla Saakaszwiliego i dla całej Gruzji, Lech Kaczyński jest bohaterem - pamiętamy jego poświęcenie dla sprawy gruzińskiej w 2008 r. Tymczasem Prezydent USA, Barack Obama nie marnował czasu, tylko grał w golfa, kiedy Polacy chowali swojego Prezydenta...

Nostradamus o 10.04
Internet ma to do siebie, że informacje bardzo szybko się rozprzestrzeniają. Nagle po 10 kwietnia w sieci pojawiła się rzekoma przepowiednia Nostradamusa: "I wtem wielki ptak metalowy upadnie, a na nim znajdować się będą osoby ważne kraju niezwyciężonego (...) a na kraj ogarnięty chaosem i żałobą, wrogi najeźdźca ze wschodu uderzy", "Żelazny ptak rozdzieli dwóch braci" oraz "A znakiem pierwszym będą chmury czarne dymu gryzącego i siarki, które pokryją połowę kontynentu. I słońca widać nie będzie, i ptaki w tych chmurach wymrą wszystkie. Ziemia otworzy się od północy i ogniem pokryją się szczyty górskie. Na naród w smutku pogrążony ogniste kule spadną w dniu, który smutek miał zakończyć. I człowiek fałszywy, który bratem się mienił, swe zastępy rozpuści i zwierzę jak robak będzie, robak jak machina, ogień, choroba, wymiesza się". Okazało się, że powyższe cytaty nie mają nic wspólnego z przepowiedniami Nostradamusa, gdyż on sam... nigdy czegoś takiego nie napisał. Była to najzwyklejsza plotka internautów, która miała na celu zelektryzować Polaków. Niestety, skutecznie, gdyż wiele osób na licznych forach pytało o wyjaśnienia tych słów, a nawet zwracało się do wróżek i jasnowidzów, oczywiście nie za darmo. Czyżby to był chwyt właśnie tego środowiska?

Wybory w cieniu katastrofy
Wszyscy komentatorzy zastanawiali się - jak to będzie? Jak będzie wyglądała kampania wyborcza, która w Polsce, mimo wszystko, zawsze była gorąca i emocjonująca, a teraz będzie musiała przebiegać zaraz po katastrofie, w której zginął Prezydent (który najprawdopodobniej ubiegałby się o reelekcję) i kandydat SLD, Jerzy Szmajdziński. Wybory musiały się odbyć zgodnie z konstytucją 2 miesiące po katastrofie, więc PiS i SLD były zmuszone wystawić swoich kandydatów. PiS wystawiły na kandydata swojego prezesa, Jarosława Kaczyńskiego, który zaraz nagrał wystąpienie do "Przyjaciół Rosjan", natomiast SLD wybrało Grzegorza Napieralskiego. Kampania wyborcza przebiegała dosyć spokojnie, Bronisław Komorowski cały czas się mylił i popełniał (i dalej popełnia ;) wiele gaf, Jarosław Kaczyński pokazał się od nieznanej nigdy strony wyjątkowo spokojnego człowieka, który chce być blisko ludzi, co poskutkowało całkiem niezłym wynikiem wyborczym, w porównaniu z wynikami sondażowymi przed katastrofą. Grzegorz Napieralski z SLD również pokazał, że jego partia nie jest już taka słaba, jak sprzed paru lat. W trakcie kampanii nawet łudziłem się, że cały porządek polityki w Polsce może się zmienić. Niestety, zderzyłem się z rzeczywistością, kiedy 4 lipca wybory wygrał Bronisław Komorowski, różnicą miliona głosów (głosowało nieco ponad 17 mln Polaków).

Walka o krzyż na Krakowskim Przedmieściu
Piszę, że "niestety, zderzyłem się z rzeczywistością", gdyż zaraz po wyborach, prezydent-elekt zapowiedział usunięcie drewnianego krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego, który został tam spontanicznie postawiony po Katastrofie Smoleńskiej i przeniesienie go do Kościoła św. Anny. Sprawa nabrała zawrotnego tempa zarówno u przeciwników jak i zwolenników krzyża przed Pałacem Namiestnikowskim. Wszystko skończyło się przepychankami i zamieszaniem trwającym kilka miesięcy, a w międzyczasie wartość krzyża i w ogóle chrześcijaństwa drastycznie zmalała, szczególnie w oczach młodych ludzi. Docelowo krzyż miał tam stać do czasu wybudowania pomnika upamiętniającego ofiary katastrofy, lecz najwyraźniej prezydent nie chciał mieć przed swoimi oknami ani krzyża (w końcu został przeniesiony), ani pomnika (do dziś prezydent nie wykazuje aktywności w tej sprawie). Te wydarzenia zapoczątkowały podziały w społeczeństwie na zwolenników i przeciwników Krzyża, na którym chcąc nie chcąc jest zbudowana polska kultura i w ogóle Polskość. To w czasach ucisku Naród Polski uciekał się do Krzyża i Kościoła. Dlaczego więc teraz, po 20 latach od uwolnienia się spod reżimu radzieckiego zapominamy o naszych korzeniach? Czyżby autorytet Wielkich Polaków był dla nas niewystarczający?

Konferencje
Najpierw, 12 stycznia, o godzinie 10, w rosyjskiej agencji Interfax odbyła się konferencja prasowa Tatiany Anodiny, szefowej MAKu, który badał okoliczności katastrofy. Nie uwzględniając polskich sugestii, MAK opublikował raport, z którego wynika w skrócie, że była wywierana psychiczna presja na pilotów, że samolot tak czy siak by spadł, że wina jest wyłącznie po stronie polskiej i również, że generał Błasik był pod wpływem alkoholu (0,6 promila). Pokazano również prezentację multimedialną, która obrazowała położenie samolotu, a także odtworzono nagrania z czarnych skrzynek do ostatnich chwil - słychać więc było przeraźliwe krzyki w ostatnich sekundach lotu. Co ciekawe, o planowanej konferencji MAKu nie wiedział nikt z Polski, nawet Edmund Klich (akredytowany przy MAK), nie mówiąc już o premierze, który akurat wypoczywał na Dolomitach.
Odpowiedzią na konferencję Anodiny, była konferencja ministra MSWiA Jerzego Millera, szefa polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej, która odbyła się 8 dni później. Była to również konferencja z prezentacją multimedialną, z tym, że przedstawiono materiały z wieży kontroli lotów z lotniska Siewiernyj.

Stan śledztwa
Śledztwo smoleńskie, mimo początkowych zapewnień obu stron, jest prowadzone bardzo wolno i nieudolnie. Dużym problemem są dowody w sprawie, których Rosja nie chce Polsce udostępnić. Chodzi tutaj głównie o czarne skrzynki Tupolewa i o sam wrak samolotu, który przez wiele miesięcy był pod gołym niebem, a teraz jest wyłącznie przykryty cienkim materiałem i z dnia na dzień niszczeje. Wiele rodzin ofiar oskarża Rząd RP, że dopuścił do oddania śledztwa Rosjanom i przez to nasi prokuratorzy są jak petenci - proszą i nie otrzymują materiałów.

Teorie (spiskowe?)
Parę dni po katastrofie, w sieci pojawił się materiał nagrany telefonem komórkowym zaraz po tragedii. Można na nim zobaczyć zniszczony i jeszcze płonący wrak samolotu. Internet jest jedynym takim miejscem na świecie, do którego każdy ma dostęp natychmiast i każdy może robić cokolwiek z różnymi nagraniami. Wielu internautów pobrało filmik na swój komputer i poddawało go różnorakim obróbkom i uwydatnianiom. Internauci doszli do wniosku, że na nagraniu można zauważyć osoby postronne, które rzekomo miałyby kogoś zabijać (słychać "ubijaj siuda", a następnie strzały), a także, że na filmiku są zarejestrowani ranni pasażerowie. Później pojawiły się również inne reportaże (m.in. w "Misji Specjalnej" TVP1), które przedstawiały niszczenie wraku Tupolewa. Takie właśnie materiały i marne wyniki oficjalnego śledztwa powodują rodzenie się teorii spiskowych, których mimo wszystko nie można od razu odrzucać. Jest to jednak temat bardzo szeroki i w tym akapicie nie ukazałem jego wszystkich aspektów.

Pamiętamy
Dokładnie rok po katastrofie, Polacy pamiętają o tej strasznej tragedii i przypominają sobie te żałobne dni. O katastrofie przypominają nam filmy dokumentalne, które zostały zrealizowane w przeciągu ostatniego roku. Najnowszymi dokumentami są "W milczeniu" Ewy Ewart dla TVN i "10.04.10" Anity Gargas dla Gazety Polskiej. Pamiętajmy o tej największej katastrofie w powojennej Polsce.

Podobał się artykuł? Myślę, że tak. :) Czekam na Twój komentarz poniżej. Bądź ze mną na bieżąco na Facebooku i obserwuj mnie na X.
1
KOMENTARZ

BĄDŹ ZE MNĄ NA BIEŻĄCO
NA FACEBOOKU ORAZ X  

1
KOMENTARZ



WYŚLIJ
E-MAILEM

WERSJA
DO DRUKU

SUBSKRYBUJ
KANAŁ RSS


BĄDŹ ZE MNĄ NA BIEŻĄCO
NA FACEBOOKU ORAZ X

Komentarze 

OD NAJSTARSZYCH  •  OD NAJNOWSZYCH
zły
11.04.2011, 13:57 #1
Bardzo mądry artykuł.
Jestem pewien, że już niedługo nasze społeczeństwo otrząśnie się z chocholego tańca granego przez PO-orkiestrę, prawda o katastrofie smoleńskiej ujrzy światło dzienne, a winni zostaną surowo ukarani.
ODPOWIEDZ    NAPISZ NOWY
Pasja. Każdy ma swoją